piątek, 12 lipca 2013

Jest Afryka.


Po 32 godzinach od momentu wyjazdu z Poznania dotarliśmy do Misji Siloe.
Już na początku los postanowił urozmaicić nam drogę w postaci rozpoczęcia akcji porodowej na pokładzie, tak więc po drodze zaliczyliśmy międzylądowanie w Stambule.

Dubaj przywitał nas upalnie, 39-stopniową temperaturą w godzinach nocnych. Natomiast w docelowym Johannesburgu afrykańska zima, na szczęście łagodna, zaledwie 20 stopni na plusie, pełne słońce i susza, niestety noce zimne, więc zapas polarów przydaje się.

Johannesburg największe miasto RPA i tym samym najbardziej niebezpieczne, nie bez powodu każdy dom ogrodzony murami zakończonymi drutami, ale ponoć i to nie zawsze jest w stanie odstraszyć napastników. Niebezpiecznie jest się poruszać tutaj inaczej niż samochodem, więc pomimo, że Johannesburg liczy prawie 4 mln mieszkańców, to ciężko ich dostrzec na ulicach. Podobno nawet jedno z center handlowych ma odzwierciedlać miejskie ulicy, w postaci brukowanych podłóg i sufitu wzorowanego na niebo, co by tu poczuć trochę przestrzeni.

W Limpopo klimat już iście afrykański, tereny górzyste, bogata fauna, strusie, antylopy, pawiany przy drodze niczym autostopowicze.
W Siloe spokojnie, dzieci z ferii wracają dopiero w niedzielę, więc mamy czas na przygotowanie gabinetu, a przede wszystkim oswojenie się z tutaj jakże odmiennymi zwyczajami i warunkami. 
Pokoje miały być tylko dla nas, ale okazało się, że wcześniej zostały już zarezerwowane przez dodatkowych gości w postaci pająków wielkości połowy ręki (podobno jadowitych) i innych stworów. Niestety każde otwarcie szafy, odsłonięcie firanki wiązało się z nieprzyjemną niespodzianką. To nas ostatecznie zmotywowało do przeprowadzenia intensywnej eksterminacji, efekt był taki, że paskudztwa zaczęły wychodzić z każdej możliwej dziury. Walka jednak okazała się skuteczna, bo na drugi dzień pająków zero, a robali zaledwie kilka.

Zaskoczenie przyniosło także południowoafrykańskie niebo, w postaci leżącego księżyca i całkowicie odmiennego gwiazdozbioru z drogą mleczną na czele.
Pierwszy dzień dostarczał nam takich smaczków co chwila,  a jeszcze nie zdążyliśmy poznać tubylców, no może oprócz stróża, który robiąc obchód po ośrodku w godzinach wieczornych nakazał nam nosić latarki, bo inaczej będzie do nas strzelał.. ehh RPA.

Wyjazd do miasta w celu wymiany euro na tutejsze randy i kolejne zaskoczenie. Niestety znów wyszła na jaw nasza naiwność, że w Polokwane- stolicy jednej z 9 południowoafrykańskich prowincji (wielkości naszych kilku województw) wymienimy pieniądze w powszechnie nam znanym kantorze. Jeden z banków w centrum prowadził na szczęście wymianę walut, więc po przejściu przez śluzy ( tak w tutejszych bankach przechodzi się przez coś w rodzaju śluzy, aby dostać się ostatecznie do środka) podeszliśmy do okienka prosząc o wymianę naszych euro na randy. Cała procedura wymagała paszportu i dodatkowego dokumentu, spisania dokładnych danych, łącznie z adresem  i telefonem ( które btw i tak zostały przepisane z błędami, no ale procedura jest? Jest!). Następnie ok. godzina czekania, na przekazywanie dokumentów dalej i ostatecznie wręczenie nam pieniędzy.  Co ciekawe, o ile wymiana euro/dolarów na randy jest możliwa, o tyle sytuacja odwrotna się nie sprawdza bez paszportu południowoafrykańskiego, no chyba, że w bankach z licencją na takie transakcje i dodatkowymi procedurami w tym tłumaczeniem się, dlaczego chcemy wymieniać pieniądze, ale tym będziemy martwić się już pod koniec naszego pobytu. W każdym razie kolejne zakupy do gabinetu zrobione.

Z dostępem do Internetu jest różnie, więc i pewnie nowe wpisy na blogu będą się pojawiały z różną częstotliwością.

Czekamy z niecierpliwością na naszych małych pacjentów, a póki co robimy stopniowe wycieczki, zaczynając od spaceru do bramy ośrodka, natomiast już wkrótce wyprawa na wioskę ;)



Teren misji


Jeden z naszych wspollokatorow



3 komentarze:

  1. Cały dzień myślała o Tobie, a jutro planowałam dzwonić do Olka i zapytać czy dotarłaś szczęśliwie. Trzymaj się! :*
    To pisałam ja, Popendzianka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Agi: Widzę, że sprawdzałaś przed snem, czy nie macie nowych współlokatorów.. Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  3. O rety a wiec to się dzieje super trzymam za was kciuki, ubierajcie się ciepło i pamiętajcie wodę z butelek ;-))))
    pozdrawiam aga z poznania

    OdpowiedzUsuń