Kumotscho
z 4 klasy miała ochotę spędzić trochę czasu w naszym towarzystwie po szkole.
Pomagała mi zakładać opatrunki i pilnowała dyscypliny przed gabinetem wśród
gromadki pacjentów. Dzieci z wioski uczęszczające do szkoły St Francis dostają
jeden posiłek o godzinie 9:30, dla wielu
jest to jedyny posiłek w ciągu całego dnia. Po przyjęciu wszystkich pacjentów
zabrałam więc Kumotscho do kuchni,
zapytałam na co ma ochotę, ta widząc Marcina wyjmującego z lodówki
parówki, oznajmiła, że chce dokładnie to samo. Dostała więc na talerzu parówkę
i kromkę pszennego chleba z serem, a obok położyłam nóż i widelec. Szybko się
zorientowałam, że Kumotscho nawet nie zwróciła uwagi na sztućce, zawinęła parówkę chlebem i już zabierała się
do jedzenia, gdy zobaczyła Marcina krojącego parówkę nożem i widelcem. Szybko
sięgnęła po swoje sztućce i uważnie obserwując Marcina ruchy zabrała się do
krojenia. Pokazałam co i jak, a jej ten sposób jedzenia bardzo się spodobał. Usiadła prosto i naśladowała
każdy mój i Marcina ruch włącznie z eleganckim pozbywaniem się okruszków z
kącików ust. Taka to nasza mała dama.
Mało
kto spożywa jedzenie za pomocą sztućców, palce u dłoni idealnie spełniają ich
rolę. Tradycyjną i najbardziej znaną i lubianą potrawą w RPA jest bohobe, czyli
kasza kukurydziana gotowana z wodą, z czego powstaje biała papa i tak też wielu
ludzi nazywa tutaj bohobe, papa. Bohobe można jeść jako samą potrawę, ale
najczęściej dodaje się sosu, mleka ( bohobe na słodko), warzyw, mięsa lub
gotowanej ryby z puszki ( ta ostatnia opcja najbardziej mnie odstrasza, ale
chyba tutaj jest najbardziej popularna). Papę następnie formuje się w palcami w
kulki i macza w sosie. Stanowi to istny przysmak mieszkańców Południowej
Afryki, ja jednak wciąż się nie mogę przekonać do tego cuda.
Ciekawym
eksperymentem było spróbowanie znanych tutaj mopane worms, czyli larw ćmy.
Mieliśmy okazje spróbować je w najprostszej postaci, jako po prostu ususzone
robaki oraz w zalewie z przyprawami. Smak nie powalał, ale też nie zniechęcał,
bardziej zniechęcał widok i dźwięk przegryzanego pancerza robaka. Spróbowałam,
ale jednak nie pokuszę więcej.
Mopane worms "na sucho"
Podróżując
samochodem niemalże przy każdej drodze można spotkać sprzedawców trzciny
cukrowej, której odrywa się kawałek po kawałku i wysysa słodki sok.
Zasoby
owoców, warzyw i różnorodność mięsa jest całkiem spora, jednak dla każdego
wciąż największym przysmakiem pozostaje szybko sycąca i łatwa w przyrządzeniu
papa- bohobe.
Ostatnie
dni poświęciliśmy głównie zajęciom edukacyjnym. Klasy z podstawówki dowiedziały
się co nieco na temat zasad higieny, starszych uczyliśmy pierwszej pomocy.
Zainteresowanie uczniów tym, jak pomóc komuś w potrzebie przerosło nasze
oczekiwania, a co najważniejsze wybiliśmy im z głowy ich własne pomysły
udzielania pierwszej pomocy. Teraz już wiedzą, że osoby z atakiem padaczki
wcale nie polewamy wodą, a poparzeń nie leczymy moczem. Dzieci natomiast
zapewniają, że już więcej nie będą piły wody ze zbiorników na deszczówkę, bo
wiedzą co się w niej czai. Nawet bez naszych szkoleń wiedziały o tym, że komary
przenoszą malarię, że brudna woda może
być przyczyną cholery, a co zwróciło nasza największą uwagę, każde recytowało
sposoby zakażenia HIV, nawet te
najmłodsze.
Nadchodzace lato odczuwamy coraz to wyrazniej z kazdym dniem. Upaly stanowia bodziec dla wszelkich stawonogow i gadow, stad tez do naszego afrykanskiego domku ponownie zawitaly pajaki, tym razem inne gatunki wieksze i niebezpieczne oraz roznego rodzaju, niezidentyfikowane stworzenia latajace, chodzace i pelzajace. Swoja wizyta uraczyl nas tez mlody skorpion oraz jaszczurka szukajaca czegos w moich ubraniach. Chyba sie przyzwyczajamy, coraz czesciej gdy zasypiam czuje, gdy cos spada na moja reke, bywa, ze i twarz, pospiesznym ruchem odganiam stworzenie i probuje zasnac, nie myslac jaki to gosc uraczyl mnie swoja wizyta w lozku. Podobno koty sa naturalnymi wrogami tych wszystkich stworzen, tak wiec Marcin postanowil przygarnac miejscowego kota. Nowym przyjacielem postanowil sie rowniez pochwalic dzieciom, ku naszemu zdziwieniu kazde dziecko widzac Marcina z kotem na rekach ucieka z krzykiem. Miejscowi boja sie drpaieznikow, a kot nie jest uwazany tutaj za zwierze domowe, ale dzikie stworzenie z buszu.
Tak wlasnie myjemy rece
A tak myjemy uszy :)
Nadchodzace lato odczuwamy coraz to wyrazniej z kazdym dniem. Upaly stanowia bodziec dla wszelkich stawonogow i gadow, stad tez do naszego afrykanskiego domku ponownie zawitaly pajaki, tym razem inne gatunki wieksze i niebezpieczne oraz roznego rodzaju, niezidentyfikowane stworzenia latajace, chodzace i pelzajace. Swoja wizyta uraczyl nas tez mlody skorpion oraz jaszczurka szukajaca czegos w moich ubraniach. Chyba sie przyzwyczajamy, coraz czesciej gdy zasypiam czuje, gdy cos spada na moja reke, bywa, ze i twarz, pospiesznym ruchem odganiam stworzenie i probuje zasnac, nie myslac jaki to gosc uraczyl mnie swoja wizyta w lozku. Podobno koty sa naturalnymi wrogami tych wszystkich stworzen, tak wiec Marcin postanowil przygarnac miejscowego kota. Nowym przyjacielem postanowil sie rowniez pochwalic dzieciom, ku naszemu zdziwieniu kazde dziecko widzac Marcina z kotem na rekach ucieka z krzykiem. Miejscowi boja sie drpaieznikow, a kot nie jest uwazany tutaj za zwierze domowe, ale dzikie stworzenie z buszu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz