Surprise ( dziewczynka z przodu) ma 7 lat i co dzień przychodzi do nas na zakraplanie oczu. Nasz mały krasnal
jest przykładem na to, że mycie rąk po toalecie może wejść w nawyk nawet wśród
afrykańskich dzieci. Surprise będąc u
nas za każdym razem korzysta z toalety, a mamy taką zasadę, że nie wypuszczamy żadnego
dziecka bez umycia rąk. Niektórym trzeba pokazać, bo nie do końca wiedzą co
zrobić gdy podsuwamy im ręce pod bieżącą wodę i podajemy mydło. Czasem widzę
zakłopotane dzieci przed gabinetem z pianą na dłoniach, które próbują ją usunąć
jeszcze bardziej trąc ręce. Wtedy kolejne szkolenie:
Bana! ( w Sepedi dzieci) Water, soap, water. – i pokazuje to na kran z
bieżącą wodą to na mydło, na co one chórem powtarzają water, soap, water i mają
wielką radość z wspólnego mycia rąk ;)
Zwyczajem już jest, że Surprise pierwsze co
robi przychodząc do nas, to idzie do toalety, po czym po zrobieniu swojego
uchyla drzwi i woła mnie i mówiąc coś w
Sepedi, teraz już wiem, że chodzi o mycie rąk, które mam wrażenie bardzo jej się
spodobało. Dzieci chodzą do toalety
hurtowo. Jedno przybiega do mnie i mówi coś w Sepedi, najczęściej pyta o
toaletę lub o coś do picia, gdy mówię, że nie rozumiem, on powtarza znów coś w
Sepedi, używając tym razem kluczowego słowa „toilet”. Wtedy cała grupa nagle
biegnie do jednej toalety. Na terenie szkoły są toalety postawione na dworze,
wprawdzie między każdą jest postawiona ścinka , są również drzwi, ale dzieci
uważają je za zbędne. Podobnie idąc przez wioskę nierzadkim widokiem jest
dziecko, które nie szuka krzaczka, by zanim załatwić swoja potrzebę, wystarczy
zwyczajny kawałek ziemi, dlatego też bardzo
się mi dziwią, gdy każe im wchodzić osobno i większość w dodatku cofam do umycia
rąk. Jaki tego będzie odległy skutek,
tego już pewnie się nie dowiemy, dzieci w każdym razie polubiły zabawę w mycie
rąk ;)
Surprise jest angielskim odpowiednikiem
oryginalnego imienia afrykańskiego, dzieci mają co najmniej dwa imiona,
afrykańskie i angielskie. Każde imię oczywiście musi mieć znaczenie. Dość
powszechne jest tutaj imię Niespodzianka ;) ale też częste są takie jak
Obietnica, Nadzieja, Szczęście, Wolność, a nawet Warzywo i Słoń.. Ludzie się
pytają, jakie znaczenie ma moje imię,
odpowiadam, że Aneta w moim języku znaczy tylko imię i nic więcej, na co
oni okazują mi wyraz wielkiego współczucia, że rodzice nadali mi imię bez
znaczenia..
Tutaj raczej nie słyszy się o czarownikach czy
szamanach, o jakich czytamy w powieściach o dzikiej Afryce, ale każdy szanujący się afrykański naród musi
mieć w swojej kulturze choć namiastkę czarów. Tutaj powszechnym „zawodem” jest
Sangoma, czyli ktoś kto uważa się za uzdrowiciela, który swoje nadprzyrodzone
siły zdobywa dzięki kontaktowaniu się z przodkami. Zdecydowana większość ludzi
z wiosek nim zdecyduje się na wizytę u lekarza wpierw wybiera się do Sangomy
czy innego czarownika, działającego w sposób mniej legalny. Tak, tak Sangoma to
nie ot sobie zwykły szaman, ale terapeuta z certyfikatem uzdrowiciela! Pomysły Sangomy na uzdrawianie bywają
zadziwiające, a co gorsza wiele z tych sposobów jest szkodliwa dla pacjentów.
Znanym sposobem Sangomy na dolegliwości pokarmowe jest przeczyszczenie układu
pokarmowego za pomocą wlewki doodbytniczej, do której stosują silny środek do
mycia podłóg. No skoro dobrze czyści podłogi to czemu miałby nie wyczyścić
równie dobrze jelita.. Chyba nie muszę
dodawać, jak często kończy się taka terapia..
Zdrowie wartość najwyższa, ale co innego
dostarczy tyle satysfakcji jak zemsta na sąsiedzie, dlatego też Sangoma
rozszerza swoją działalność o rzucanie złych czarów na prośbę klienta (pacjenta?). I tak np.
można zażyczyć sobie, żeby w rodzinie wroga wystąpiła choroba albo został
spalony dom . Niektórzy twierdzą, że nie można wybierać sposobu zemsty, to już
ustala Sangoma po skonsultowaniu się z przodkami. Ot taki uzdrowiciel
dorabiający po godzinach.
Sobotni wieczór i noc mieliśmy okazję spędzić
na afrykańskim szpitalnym oddziale ratunkowym. Wrażenia niezapomniane, aczkolwiek nienależące do
tych najprzyjemniejszych. Wystarczyło 8 godzin czekania aby dowiedzieć się z
jakimi przypadkami musza uporać się lekarze tutejszego oddziału ratunkowego. Ok.
90% to urazy, głównie rany kłute klatki piersiowej i brzucha. Wyposażenie , a
przede wszystkim czystość pozostawiała sporo do życzenia, ale cóż to sprawa nie tak wielkiej wagi, bo w poczekalni
wisi ogromny wypasiony telewizor. Może
wydać się to absurdem, ale jakby tak pomyśleć, że zarówno pacjenci jak i
rodzina czekać muszą niezliczone ilości godzin, to telewizor chociaż jest w
stanie uspokoić i wyciszyć raczej agresywną osobowość mieszkańców południowej
Afryki. Rodziny pacjentów nieco bardziej doświadczeni niż my jeżeli chodzi o wydolność
południowoafrykańskiej służby zdrowia przychodzą do szpitala wyposażeni w koce
i tak o to spędzają cały wieczór i noc w poczekalni. Ja za wszelką cenę starałam
się nie zasnąć, ale po 8 godzinach czekania, ok. 2 w nocy nie przeszkadzał mi
już ani brud ani zapach, po prostu przysnęłam na ławce, po czym obudził
mnie pewien mężczyzna mówiący coś do
mnie w niezrozumiałym dla mnie języku. Po chwili zorientowałam się, że
mówi Afrikaans, no tak, każdy biały w RPA
brany jest za Afrykanera. Mężczyzna zorientował się, że go nie rozumiem, więc
zaczął swoją opowieść od nowa tym razem w języku angielskim. Pacjent z nożem w
klatce, którego widzieliśmy kilka godzin wcześniej okazał się jego kolegą, więc
ów mężczyzna postanowił nam opowiedzieć, jak to zwykła sprzeczka doprowadziła
do wbijania noży w klatkę. Kto tam używa pięści skoro większość nosi noże i
broń.
Już na początku zorientowaliśmy się jakiego
personelu w południowoafrykańskich szpitalach zatrudnia się najwięcej.
Oczywiście jest to ochrona. Jeden korytarz- jeden ochroniarz, wjazd do szpitala
wielu ochroniarzy, w tym sprawdzanie samochodu, plecaków itp. RPA…
A zaczęło się tak, że dwójka dziewczyn z misji
postanowiła walczyć o chłopaka. Tak, tak dziewczyny biją się o chłopaka i
nikogo ten fakt nie dziwi. Wiadomo też, że ów mężczyzna wybierze tę silniejszą,
takie prawa natury.. Bójka skończyła się upadkiem, urazem głowy jednej, utratą przytomności na
pewien czas i na szczęście co się okazało później tylko wielkim strachem.
Wiadomość o pomocy medycznej w Siloe
rozpowszechniła się już na całą wioskę Togwhaneh. Pacjenci przychodzą z różnymi
dolegliwościami, nie mają dostępu do opieki medycznej na co dzień. Lekarz co pewien
czas przyjeżdża do wioski i za każdą wizytę pobiera opłatę. Bezrobocie w Limpopo
jest najwyższe w całej południowej Afryce,
zdecydowana większość ludzi mieszka na wsi, a tam sytuacja z pracą wygląda tragicznie.
Ludzie próbują szukać różnej formy zarobku, to sprzedając przy drogach owoce,
trzcinę cukrową, miotły i różne inne produkty, których przeznaczenia jestem
bardzo ciekawa. Sprzedaje się wszystko i wszędzie, stojąc w korkach czy
czekając na przejazd na drodze o ruchu wahadłowym. Spotykamy więc idących w
gęsiego sprzedawców i tak można kupić pomarańcze, orzechy, awokado, jajka i
znów inne produkty, których jestem bardzo ciekawa. Inni prowadzą maleńkie sklepiki lub szukają
bogatszych mieszkańców, u których mogliby posprzątać zająć się dziećmi czy
pracować w ogrodzie. Wiadome jest, że biały człowiek dla tutejszych równa się
bogaty człowiek, więc podczas krótkiej pogawędki z tubylcami na wiosce niejednokrotnie
proszono nas o prace, może posprzątać dom, może coś naprawić. Któregoś razu
ktoś nas uczył podstawowych zwrotów w Sepedi, pośród dzień dobry, jak się masz,
dziękuję itp. istniało inne ważne
sformułowanie „daj mi pracę”. Tak
wysokie bezrobocie sprzyja powszechnej tutaj przestępczości. Skrupułów nie ma,
okradają również misje. Kiedy przyjechaliśmy kilka pierwszych dni musieliśmy
zadowolić się przynoszoną w wiadrach deszczówką ze zbiorników, ponieważ ukradli
pompę należącą do misji. Po zakupie nowej pompy siostry postanowiły wprowadzić
kolejne zabezpieczenia, w postaci wysokiego ogrodzenia z drutu kolczastego pod
prądem, silnego światła nocą i przechadzki strażnika co godzinę w miejsce,
gdzie pompa pracuje. To jednak nie
odstraszyło złodziei, którzy już przygotowali sobie materac rzucony na
ogrodzenie, zaledwie kilka dni po zainstalowaniu nowej pompy. Ostatniej nocy
było kolejne włamanie, tym razem do sali informatycznej w szkole, skończyło się
tylko wielkim hałasem, włamywacze chyba sądzili, że natkną się na nowoczesny,
przenośny sprzęt, a nie wielkie komputery zamocowane niemalże na stałe, których
przez wysokie ogrodzenie zakończone drutem kolczastym nie przerzucą tak łatwo.
A wczoraj święto, Dzień Kobiet w RPA, który
uwaga, jest wolnym dniem od pracy! ;)
W Polsce też powinien być to dzień wolny ;)
OdpowiedzUsuńAnetka,nie masz pojęcia jak Cię podziwiam! Trzymaj się dzielnie, buziaki! :*