niedziela, 13 lipca 2014

Afrykańska zima

A w Afryce zima.

Ostatnie noce już nie są chłodne, są zimne. Zakładam ciepłe ubranie i wchodzę w śpiwór, tak, że wystaję mi tylko nos, na co zarzucam jeszcze kołdrę i jest znośnie. Dni też teraz nie są za ciepłe, więc niestety cienkie ściany mojego domku nie nagrzeją się w ciągu dnia, tak by oddać mi trochę ciepła nocą. Mam nadzieję, że to tylko chwilowe i znów wrócą afrykańskie ciepłe, słoneczne dni.

Pierwsi przyjęci pacjenci i pierwsze wyzwania. Biorę do gabinetu pracowników Misji. Pierwsza pacjentka, glukoza na czczo ponad 450mg/dl ( przy normie na czczo do 100mg/dl, a od 126 mg/dl rozpoznaje się już cukrzycę). Kobieta skarży się na problemy ze wzrokiem, słabo gojące się rany oraz spadek masy ciała i uporczywe biegunki. Taki pacjent w Polsce miałby wykonany szereg badań i zostałby skonsultowany co najmniej przez okulistę i kardiologa. Moje pacjentce mogę zaoferować jedynie to, co mam w gabinecie, a wierzcie mi, że choć dla nas to „jedynie”, to tutaj jest dużo. Aby zbadać ją tak szczegółowo, jak robimy to w Polsce kobieta musiałaby sporo zapłacić, co oczywiście jest niemożliwe. Czekam na leki z Polski, w paczki spakowałam spore ilości metforminy i glimepirydu ( leki przeciwcukrzycowe). Jak tylko dotrą na miejsce wdrażam leczenie i spróbuję dalej pokierować kobietę, aby mogła kontynuować terapie w najbliższym punkcie medycznym. Póki co, nawadnianie i próba edukacji pacjentki co do właściwej diety, co nie jest proste, szczególnie tutaj..
I niestety to nie jedyna pacjentka z takim problemem..

Na wiosce różnie, z jednej strony widać radosnych, kolorowo ubranych ludzi i pełno radosnych dzieci. Taki widok sprawia, że na twarzy natychmiast wymalowuje się uśmiech. Niestety nie jest to kraina radości, oprócz ogromnej biedy, jaką cierpią mieszkańcy i chorób, głównie AIDS i gruźlicy, jest to miejsce pełne przemocy, głównie w stosunku do słabszych, czyli dzieci, młodych kobiet i tych w podeszłym wieku. Przecież już rok temu przyjeżdżając tutaj wiedziałam, co to za kraj, czego można się spodziewać. A jednak każda przykra sytuacja, o której słyszę, a słyszę często, uderza tak samo mocno.
Dzieci na wiosce pozwalają jednak zapomnieć o ciemnej stronie tego miejsca. Roześmiane, biegające boso wciąż wołają za mną i resztą „białych” z Misji „Lehoua” ( czyli „biali ludzie”) 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz