niedziela, 13 lipca 2014

„The pain’s gone, ..




..because Aneta has come.” Tak mnie przywitały kolorowo ubrane kobiety na Misji. Nie wiem, co 

będę robić przez te ponad 2 miesiące, skoro the pain’s gone ;) Dzieci jeszcze nie wróciły z ferii, więc na Misji cicho, tak inaczej. W powietrzu słychać tylko Afrykę, dźwięki przyrody i od czasu do czasu niezrozumiałe dla mnie rozmowy w sePedi poprzeplatane ze znanymi mi już radosnymi pozdrowieniami w tymże języku. Wieczorem dźwięk Afryki jest jeszcze głośniejszy, w powietrzu czuć charakterystyczny tutaj dla pory zimowej zapach palonej trawy, a z wioski dobiegają skoczne rytmy afrykańskiej muzyki. Ahh.. więc faktycznie znów jestem w Afryce.

Nim dzieci powrócą z ferii, zajmę się dorosłymi mieszkańcami Misji i pracownikami. Pocztą pantoflową rozgłaszane są wieści także wśród mieszkańców wioski, że na Misje przyjechał lekarz i drzwi otartego rok temu gabinetu medycznego znów są otwarte. Cały sprzęt i leki dotarły w całości, wkrótce powinny być także paczki wysłane z Polski. Pracę czas zacząć! :)

A pierwsze dni na Misji..
Choć dotarłam na miejsce późnym wieczorem i zmęczenie dawało o sobie znać już od długiego czasu, postanowiłam, że nie położę się spać, dopóki nie usunę wszystkich pająków i innych stworzeń, które postanowiły zamieszkać ze mną ( dla tych, którzy nie śledzili bloga rok temu, pająki są duże i bardzo duże, wielkości ręki i większe). Wieści z Misji o ugryzieniach pająków w trakcie snu ostatecznie sprawiły, że mimo ogromnej ochoty upragnionego snu wpierw trzeba było  rozprawić się z tymi nieproszonymi gośćmi. Po sprawdzeniu każdego zakamarka, pewna, że już jestem sama w moim afrykańskim domku, położyłam się spać. Owinięcie się śpiworem okazało się dobrym rozwiązaniem, szczególnie gdy rano na moim łóżku leżał pode mną nieżywy już ,całkiem przyzwoity pająk.  Może wydawać się Wam to dziwne, że w Afryce przecież tyle wrażeń, a ja tak dużo miejsca w swoim wpisie poświęcam pająkom. Niestety ale należę do tych osób, które wiele zniosą, ale trudno radzą sobie w towarzystwie tych „uroczych stawonogów” i niestety doświadczenia i bliskie spotkania z nimi rok temu wcale nie sprawiły, że radzę sobie z tym lepiej ;)

Dni są słoneczne, ciepłe, noce chłodne, ale mają coś innego w zanadrzu. Południowe niebo wygląda jakby ktoś rozsypał na nim błyszczące konfetti. Gwiazdy choć gęsto ułożone, dostrzegłam wśród nich znaną już konstelacje- Krzyż Południa, natomiast Droga Mleczna świeci tak jasno, że oświetla ciemny afrykański busz. I ten księżyc, który zaskoczył mnie pierwszego dnia rok temu,  w przeciwieństwie do naszego stojącego rogala, ten leży poziomo, odpoczywając na niebie wśród gwiazd.
Czy coś zmieniło się przez ten prawie rok. Zmieniło. Były też wieści przykre, ale to może innym razem..
Więcej wieści z Misji i gabinetu wkrótce.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz