..because
Aneta has come.” Tak mnie przywitały kolorowo ubrane kobiety na Misji. Nie
wiem, co
będę robić przez te ponad 2 miesiące, skoro the pain’s gone
;) Dzieci jeszcze nie wróciły z ferii, więc na Misji cicho, tak inaczej. W
powietrzu słychać tylko Afrykę, dźwięki przyrody i od czasu do czasu
niezrozumiałe dla mnie rozmowy w sePedi poprzeplatane ze znanymi mi już
radosnymi pozdrowieniami w tymże języku. Wieczorem dźwięk Afryki jest jeszcze
głośniejszy, w powietrzu czuć charakterystyczny tutaj dla pory zimowej zapach
palonej trawy, a z wioski dobiegają skoczne rytmy afrykańskiej muzyki. Ahh..
więc faktycznie znów jestem w Afryce.
Nim dzieci powrócą z ferii, zajmę
się dorosłymi mieszkańcami Misji i pracownikami. Pocztą pantoflową rozgłaszane
są wieści także wśród mieszkańców wioski, że na Misje przyjechał lekarz i drzwi
otartego rok temu gabinetu medycznego znów są otwarte. Cały sprzęt i leki
dotarły w całości, wkrótce powinny być także paczki wysłane z Polski. Pracę
czas zacząć! :)
A pierwsze dni na Misji..
Choć dotarłam na miejsce późnym wieczorem i zmęczenie dawało
o sobie znać już od długiego czasu, postanowiłam, że nie położę się spać,
dopóki nie usunę wszystkich pająków i innych stworzeń, które postanowiły
zamieszkać ze mną ( dla tych, którzy nie śledzili bloga rok temu, pająki są
duże i bardzo duże, wielkości ręki i większe). Wieści z Misji o ugryzieniach
pająków w trakcie snu ostatecznie sprawiły, że mimo ogromnej ochoty
upragnionego snu wpierw trzeba było rozprawić się z tymi nieproszonymi gośćmi. Po
sprawdzeniu każdego zakamarka, pewna, że już jestem sama w moim afrykańskim
domku, położyłam się spać. Owinięcie się śpiworem okazało się dobrym
rozwiązaniem, szczególnie gdy rano na moim łóżku leżał pode mną nieżywy już ,całkiem
przyzwoity pająk. Może wydawać się Wam
to dziwne, że w Afryce przecież tyle wrażeń, a ja tak dużo miejsca w swoim
wpisie poświęcam pająkom. Niestety ale należę do tych osób, które wiele zniosą,
ale trudno radzą sobie w towarzystwie tych „uroczych stawonogów” i niestety
doświadczenia i bliskie spotkania z nimi rok temu wcale nie sprawiły, że radzę
sobie z tym lepiej ;)
Dni są słoneczne, ciepłe, noce
chłodne, ale mają coś innego w zanadrzu. Południowe niebo wygląda jakby ktoś
rozsypał na nim błyszczące konfetti. Gwiazdy choć gęsto ułożone, dostrzegłam
wśród nich znaną już konstelacje- Krzyż Południa, natomiast Droga Mleczna
świeci tak jasno, że oświetla ciemny afrykański busz. I ten księżyc, który
zaskoczył mnie pierwszego dnia rok temu, w przeciwieństwie do naszego stojącego rogala,
ten leży poziomo, odpoczywając na niebie wśród gwiazd.
Czy coś zmieniło się przez ten
prawie rok. Zmieniło. Były też wieści przykre, ale to może innym razem..
Więcej wieści z Misji i gabinetu
wkrótce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz