niedziela, 27 lipca 2014

Czyżby do Afryki zbliżała się wiosna, dni coraz cieplejsze czasem wręcz gorące. I jak na tutejsza zimę przystało, bardzo sucho i wietrznie, co jest istną tragedią dla oczu tutejszej ludności, w tym dla mnie.

Ostatnio przychodzą liczne grupy pacjentów, drzwi gabinetu nie zamykają się. Do białej lekarki przekonują się także dorośli mieszkańcy wioski, przybywając coraz liczniej ze swoimi dolegliwościami. Oprócz typowych chorób wieku dziecięcego, wielu małych pacjentów choruje z powodu zaniedbań higienicznych oraz niedoborów żywieniowych i witaminowych. Do tego słaby dostęp do czystej wody, mieszkanie tuż obok stada zwierząt hodowlanymi przyczyniają się do ciągłych infekcji skórnych. Co drugi pacjent przychodzi z grzybicą, wielu z nich rozsianą i powikłaną nadkażeniami, niedającą się leczyć miejscowymi środkami i wymagającą leczenia ogólnego w postaci tabletek. Tych niestety nie mam wystarczająco dużo, na pewno nie dla wszystkich potrzebujących. I ciężko jest robić taką selekcje, który pacjent potrzebuje bardziej leków. Oprócz grzybicy ostatnio coraz częściej spotykam się ze nieciekawymi i przyznam szczerze dla mnie nieznanymi zmianami na łydkach moich pacjentów. Z tychże zmian tworzą się duże rany, które na skutek wszechobecnego tutaj brudu stają się zainfekowane i ropiejące. Nikt nie wie , co to jest, większość z tych ran próbował leczyć tutejszy szaman, bez efektu oczywiście. Biorę się więc za leczenie, przede wszystkim oczyszczam rany, zakładam opatrunki i w razie potrzeby aplikuję miejscowo leki przeciwinfekcyjne. Jest lepiej, ale wciąż przychodzą nowi pacjenci z tym samym problemem. Ci sami pacjenci otrzymują też ode mnie opatrunki, które dostałam w paczce od Fundacji Redemptoris Missio. W ostatnim czasie schodzi jednak ich tak dużo, że obawiam się, iż wkrótce zacznie mi ich brakować.

Niestety czasem też spotykam się z sytuacjami, gdzie mogę sama za dużo zrobić. Dzieci przychodzą z zębami nadającymi się wyłącznie do usunięcia, właściwie szczątkami zębów, które są źródłem siejących infekcji i bólu dla nich. Ja choćbym chciała nie mam odpowiednich narzędzi, by usunąć zepsute zęby i proszę pacjentów w miarę ich możliwości o udanie się do miasta. W szpitalu jest dentysta, który powinien im pomóc. Jeden problem, który słyszę, to brak środków finansowych na to, by dojechać do miasta, a inny to niezwykle długie oczekiwanie na przyjęcie przez dentystę w publicznym szpitalu. Większość obecnych tu dentystów jak i lekarzy przyjmuje w prywatnym sektorze służby zdrowia i żądają opłaty za wizytę i wszelkie zabiegi, na co większości moich pacjentów zwyczajnie nie stać.
Do tej pory usuwałam mleczaki i o dziwo, dzieci bardzo chętnie przychodzą, by usunąć swoje małe ruszające się ząbki. Bez narzędzi sprawa nie zawsze jest taka prosta, ale maluchy choć ich boli, zaciskają oczy, spod których płyną łzy, do których oczywiście później się nie przyznają, takich dzielnych pacjentów mam

Czasem też odwiedzają mnie pacjenci, sądząc, że im pomogę w takich sytuacjach jak przeprowadzenie operacji, nawet neurologicznych. Tutejsze kolejki do publicznej służby zdrowia są nieporównywalnie dłuższe od naszych polskich kolejek. Nawet w zagrażających życiu sytuacjach, na badania czy zabieg czeka się miesiącami i latami. Ludzie żyjąc w cierpieniach, wiedzą, że mogą nie doczekać wizyty u lekarza , a co dopiero operacji. I po zeszłorocznych doświadczeniach, wiem że faktycznie nie każdy doczekuje..
Wczoraj odwiedziła mnie kobieta z wioski, bardzo cierpiąca, z nadzieją, że będę mogła zoperować guza mózgu, na którego operacje czeka od ok. roku ( i jest to operacyjny guz ). Czuje się coraz gorzej i obawia się, że jak wielu innych ludzi może nie doczekać zabiegu.
Przykra jest ta nierzadko pojawiająca się bezradność.






A teraz trochę radosnego akcentu..

Największy skarb tutaj, dzieci, nie pozwalają odczuwać przygnębienia. Na wiosce zaczynają już rozpoznawać mnie i coraz częściej słyszę wołanie „dokta!” zamiast „Lehoua!” ( biała!). Choć to drugie wciąż jest bardzo częste

Dziś w kościele pewne nieznane mi maleństwo z wioski, bardzo zaciekawione moją osobą, postanowiło mnie poznać. Dziewczynka przysunęła się do mnie, przytuliła się i patrząc wielkimi oczami zapytała, jak się mam. I tak ta 5-letnia nieznajoma przytulała się do mnie całą msze, tańczyła ze mną w rytm wesołych pieśni i bębnów, po czym zasnęła mi na kolanach  :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz